Gruba akcja w postaci Hunta „przyklejonego” do startującego samolotu oraz czołówka zmontowana w iście starodawnym, serialowym stylu to elementy, które pachną kultowym oryginałem ukazanym 20 lat wcześniej. Tylko… czy to nie zwiastuje przypadkiem podania odgrzewanego kotleta?
Po wielu ojcach, którzy stali za wzlotami (i małymi upadkami) szpiegowskiego cyklu z Tomem Cruise’em, tym razem rolę reżysera – a także głównego scenarzysty i czołowego współproducenta wykonawczego – przejął Christopher McQuarrie (Podejrzani; Turysta), który pozostanie „merytorycznym opiekunem” serii już do jej końca. Oznacza to całkiem istotną, niemal nienaruszalną spójność, tak stylistyczną i wizerunkową, jak również fabularną, kasowego hitu – zobaczmy więc, jak udał się ten (re)start Mission: Impossible pod przewodnictwem McQuarriego.
Właściwa akcja filmu – podobnie zresztą jak wstępniak, mający miejsce przed kalejdoskopem animacji z planszą tytułową – zaczyna się z prawdziwym przytupem: Ethan Hunt (w tej roli ponownie, a jakżeby inaczej, Tom Cruise) otrzymuje, a właściwie dopiero ma otrzymać, kolejne zlecenie. Udawszy się w umówione miejsce – londyński sklep muzyczny – gdzie ma odebrać nośnik z tajną wiadomością (która ulegnie samozniszczeniu za pięć sekund), wpada w zasadzkę: agent IMF traci przytomność z powodu trującego gazu, by potem być torturowanym w lochach, Bóg wie gdzie.
Paramount Pictures @Google Play
Oczywiście dzielnemu i szybko biegającemu – co Cruise udowadnia nie jeden raz i w tym filmie – tajniakowi udaje się szczęśliwie uciec w jednym kawałku; ale tym razem stawka jest naprawdę wysoka i poważna: za pojmaniem Hunta stał Syndykat, tajemnicza organizacja, którą od dłuższego czasu próbują rozpracować i unieszkodliwić służby USA. Ale jako że postać Toma C. ostatnio się skompromitowała, komisja senatorów – wraz z dyrektorem CIA, Alanem Hunleyem (Alec Baldwin) – postanawia rozwiązać IMF ze skutkiem natychmiastowym. To oznacza, że Ethan odtąd jest na celowniku nie tylko terrorystycznej, działającej w ukryciu instytucji, ale i swoich niedawnych jeszcze przełożonych. Do tego wszystkiego dochodzą również podejrzane związki z „zaprzyjaźnionym” wywiadem, brytyjskim MI6, a także… piękna, ale zarazem tajemnicza i przy tym niebezpieczna agentka-zabójczyni Ilsa (Rebecca Ferguson). Słynny agent nie jest jednak zdany tylko na siebie i na łaskę losu: pomagają mu jego starzy przyjaciele, czyli Stickell (Ving Rhames), Benji Dunn (Simon Pegg) oraz Brandt (Jeremy Renner).
Oficjalny kanał serii Mission: Impossible
Wtopa IMF? Kret w agencji? Hunt podejrzany o zdradę? Gdzieś już to widzieliśmy – prawda? Ale McQuarrie całkiem sprawnie wprowadza szpiegowski klimat, zagęszczając, i to naprawdę mocno, atmosferę wielkiej enigmy oraz nakreślając widmo nieuchronnej porażki – w tej kwestii zwłaszcza postać lidera Syndykatu intryguje: jawi się on jako nieuchwytny geniusz zła; nieuchwytny nie tylko w znaczeniu dosłownym, cielesnym, ale i mentalnym, filozoficznym i metafizycznym, którego wizji nie da się pojąć, a potencjalne pokonanie [go] niczego nie powstrzyma (zupełnie jak w legendzie o Hydrze, której dwie głowy odrastały na miejscu jednej ściętej). Przy czym, trzeba zauważyć, reżyser Rogue Nation nie czyni to jak De Palma [przy pierwszej części] – który budował napięcie stopniowo – lecz uderza z impetem: porażka Ethana ma miejsce dosyć szybko w trakcie trwania filmu, co z jednej strony daje zapas czasowy bohaterom na rozwiązanie zagadki i uratowanie świata, a z drugiej…
Paramount Pictures @Google Play
No cóż; mimo że tajemniczy Solomon (Sean Harris) budzi grozę w niemałym stopniu i nie odbiegając zbytnio od tego, jaki niepokój wywoływał Davian w części trzeciej, to jednak jego enigmatyczna i przerażająca natura się później rozmywa. Winowajcę tego stanu rzeczy widziałbym w samym Christopherze M., który za często podsuwa nam sceny z owym Solomonem, w czasie których albo wróg Ethana prowadzi dyskusje ze swoim człowiekiem od brudnej roboty, albo knuje na głos to i owo. Filmowiec zapewne nie chciał jeszcze bardziej przedłużać seansu, dlatego był zmuszony znacznie szybciej wyjaśni(a)ć widzowi pewne zawiłości i odkrywać przed nim tajemnice; zabieg ten jednak ledwo zdaje egzamin – McQuarrie w tej kwestii powinien brać przykład z Sama Mendesa, który potrafił umiejętnie wprowadzić postać Blofelda do historii Bonda w SPECTRE. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że rola Harrisa wciąż wypada [znacznie] lepiej niż złol w „dwójce” — a przynajmniej nie cierpi na te problemy, z którymi borykał się – i na papierze, w scenariuszu, i w realizacji, tj. w kontekście odegrania przez aktora – Ambrose w Mission: Impossible 2.
Przymykając jednak oko na rozwój postaci głównego antagonisty filmu, jest to całkiem udana produkcja wysokobudżetowa, która angażuje emocjonalnie [odbiorcę] i gdzie intryga goni intrygę. Z warstwy szpiegowskiej pozytywnie wyróżniają się dwa elementy: akt dotyczący udaremnienia zamachu w Operze Wiedeńskiej oraz końcówka filmu – ta druga [sekwencja] pełna jest zwrotów akcji oraz (dosłownych) demaskacji, zwłaszcza w momencie, gdy na jaw wychodzi ukartowane przez Ethana spotkanie polityków USA i Wielkiej Brytanii. Jeśli chodzi o mięsko, czyli szybką akcję i efektowność, to prym wiedzie pościg motocyklowy po marokańskich uliczkach i autostradach, w czasie którego dym unosi się spod kół jedno- i dwuśladów, że aż miło!
Paramount Pictures @Amazon Prime Video
Wątek Syndykatu, rozwiązanie IMF i działanie [Ethana] ponad prawem, rola Baldwina jako zwierzchnika wywiadu, gry i knowania szpiegowskie oraz „porąbane” (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) sceny akcji, włącznie z otwierającym film kurczowym trzymaniem się Toma Cruise’a samolotu wysoko nad ziemią – to wszystko to ogromne plusy, które stanowią o sile i atrakcyjności piątego Mission: Impossible. McQuarrie zadbał też o to, by „Zgraja łotrzyków” dała i powód do (u)śmiechu, od czasu do czasu pozwalając sobie na zluzowanie – choć trzeba zauważyć, że pomimo happy endu głównych bohaterów to zwieńczenie akcji nie do końca satysfakcjonuje, zupełnie jakby przeczuwali, że przed nimi jeszcze najgorsze.
Paramount Pictures @Amazon Prime Video
Dla widza ten gorzki smak zwycięstwa daje pretekst, by zainteresować się kolejnymi częściami głośnego hitu – utrzymanymi w duchu recenzowanego teraz filmu. I ja, skończywszy seans, byłem naprawdę zaintrygowany; całościowo jednak Rogue Nation – mimo takiego samego metrażu co Ghost Protocol (blisko dwie godziny i kwadrans) – wydawał mi się rozciągnięty i przesadnie wydłużony, o czym świadczyło częste spoglądanie na zegarek. Ocena? MOCNA SIÓDEMKA. Ale tylko siódemka, ni więcej. Bo to całkiem strawne danie i bez przypalenizny, ale smak, choć intensywny, nie zostaje w ustach na długo.
OCENA: 7 / 10
Mission: Impossible – Rogue Nation oraz wszystkie pozostałe części z Ethanem Huntem od trzech tygodni dostępne są na Disney+.
Skomentuj ten wpis za pomocą fejsbukowego konta!