MISSION: IMPOSSIBLE III – recenzja filmu pełnego czułości i sentymentów

Po dziesięciu latach wreszcie przyszedł czas na odpoczynek. Co!? Jaki odpoczynek?! O, nie; Ethan jak zawsze kieruje się sentymentem. Lub głupotą.


Luther przestrzega Ethana, że albo on (cel misji), albo ona (narzeczona). Hunt bowiem już jakiś czas temu zrezygnował z działań w terenie, poświęcając się szkoleniom przyszłych agentów IMF; jednocześnie poznał nową dziewczynę, Julię (Michelle Monaghan), i jako że myśli poważnie o tym związku, chce go scementować małżeństwem – zastanawiając się równocześnie nad faktycznym przejściem na szpiegowską emeryturę. Przeszłość o najlepszym agencie jednak nie zapomina, dlatego też w czasie imprezy zaręczynowej Hunt dostaje tajną wiadomość z wytycznymi dotyczącymi nowego polecenia [od] służb: trzeba odbić członkinię IMF, Lindsey Farris (Keri Russell). Ethan, mimo że ma możliwość odrzucenia misji, zgadza się przyjąć zlecenie, gdyż zna osobiście Lindsey – nie tylko ją szkolił, ale i prawdopodobnie łączyło ich coś więcej niż tylko relacje służbowe.

Może się wydawać, że Mission: Impossible III, wzorem poprzedniej odsłony w reżyserii Johna Woo, wykorzystuje relacje damsko-męskie – skomplikowane relacje, dodajmy – do opowiedzenia ckliwej historyjki o tym, jak to Hunt wypełnia swoją męską powinność i jest wzorem do naśladowania, albo że nie ma nic trwalszego i mocniejszego w świecie niż siła miłości. Na szczęście film nie podąża tym tropem. Owszem, wątek romansu (z przyszłą żoną) oraz (założenia) rodziny jest tu istotny i do tego uzasadniony, by pchać fabułę do przodu, ale nie jest przy tym patetyczny, nie wywołuje więc zażenowania i innych podobnych stanów. Prócz wybranki serca Ethana, do ekipy bohaterów dołącza kilku nowych funkcjonariuszy, w tym ciamajdowaty, ale sympatyczny Benji (Simon Pegg).

mission impossible 3 recenzja filmufot. SkyShowtime Polska

Drugim, równie priorytetowym celem i motorem napędowym działań Hunta jest niejaki Owen Davian (Philip Seymour Hoffman) – tajemniczy biznesmen parający się handlem bronią, na którego IMF i CIA próbują znaleźć mocne, niepodważalne haki. Zadaniem (schwytanej) agentki Farris miało być właśnie odnalezienie kolejnych dowodów w sprawie Daviana i dostarczenie kopii dokumentów agencji, więc Ethanem, prócz lojalności wobec przełożonych i patriotycznego oddania państwu, kieruje jeszcze chęć zemsty. Schwytanie nielegalnego kontrahenta przynosi jednak opłakane skutki: tajemniczość i wycofanie z życia publicznego, które utrudniały służbom ujęcie przestępcy, u Owena Daviana skorelowane są z jego mroczniejszą, psychopatyczną naturą. Rola Philipa Seymoura to człowiek pozbawiony skrupułów, niezdolny do kompromisów i odczuwania empatii, nieustępliwy w swych działaniach, bez poszanowania [uczuć] innych. To zimny, wyrachowany manipulant-oszust i morderca, jednocześnie tak przerażający, budząc w fikcyjnych bohaterach (oraz w widzach) prawdziwy postrach. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze wątek kreta w szeregach IMF oraz ściganie Ethana przez służby, w tym przez nieustępliwego dyrektora Brassela (Laurence Fishburne).

Widać, że trzecie Mission: Impossible jest zdecydowanie bliżej oryginalnej odsłony aniżeli części drugiej: główny wątek fabularny jest tu całkiem przyziemny i dotyczy bardziej zakulisowej gry dyplomatów (cichych działań tajnych agentów w cieniu, ukryciu), a nie otwartej konfrontacji ze stereotypowym i do tego zakompleksionym terrorystą. Prócz popisowych włamań, nieźle ukartowanych prowokacji i nagimnastykowania palców przy wklepywaniu komend na klawiaturze, recenzowany film cechuje się brutalnością, poczuciem słabości i zwątpieniem u niektórych bohaterów, psychologiczną konfrontacją wywołującą silne emocje (włącznie z wybuchami płaczu i agresji), stopniowym odkrywaniem przerażającej tajemnicy oraz ogólnym mrokiem i powagą. To rasowe kino szpiegowskie, a do tego zręcznie napisany thriller, którego by się nie powstydził De Palma, reżyser debiutanckiej odsłony z Ethanem Huntem.

Niestety film nieco kuleje pod kątem akcji, jeśli chodzi o dynamikę, soczyste strzelaniny i głośne wybuchy oraz kaskaderkę. Brak tu bowiem sceny z rodzaju tych jak włamywanie się do pokoju z terminalem w siedzibie CIA w pierwszym filmie albo sytuacja w sequelu z roku 2000, kiedy to Ethan spuszczał się na linie, by zniszczyć/wykraść fiolkę z [wirusem] chimerą. W recenzowanym dziele, owszem, też sporo się dzieje, ale odbicie Lindsey Farris nie jest tak fascynujące, natomiast atak na moście, choć niewątpliwie widowiskowy, większe emocje wzbudza pod kątem czysto fabularnym, tj. w kontekście intrygi, losu Daviana i jego powiązań z IMF (sic!). Znów porównując ten film z pierwszym Mission: Impossible – to najbliżej kultowej sceny z penetrowaniem szybu wentylacyjnego, zwisaniem na linie i kopiowaniem dysku z listą nazwisk agentów jest moment, kiedy Ethan i spółka porywają handlarza Owena w Watykanie. Fragment ten jak najbardziej zachwyca i niepokoi jednocześnie – zawiera też ikoniczne zakładanie maski – ale jest on dość krótki i ma miejsce na stosunkowo początkowym etapie filmu. Trudno mi to przyznać, ale już produkcja Woo lepiej sobie radziła pod kątem epickiej i widowiskowej akcji niż recenzowane dziś M:i:III.

Recenzowany film wyróżnia się także grą aktorską oraz zdjęciami i montażem. Znów mamy skręcenie w stronę stylistyki z pierwszej części: Tom Cruise – zupełnie jak młody Ethan Hunt, postawiony pod ścianą i oskarżany o zdradę – daje popis w postaci niestrudzoności w wysiłku, samozaparcia, a także rozpaczy i chwil zwątpienia; choć w talencie [aktorskim] przebił go jeszcze bardziej Seymour Hoffman: zagrał obłędnie i bez żadnego fałszu człowieka szalonego, a jednocześnie tak wyrachowanego, że pozostaje on jednym z lepiej napisanych, jeśli nie najlepszym złoczyńcą w serii. Starcie tych dwóch osobistości (Hunt i Davian) to istny majstersztyk oraz prawdziwa uczta dla oczu i uszu widza.

mission impossible 3 recenzja filmuParamount Pictures @Amazon Prime Video

Co do sposobu kręcenia filmu, dużo tu niskiego klucza (ciemniejszych, słabiej oświetlonych scenerii) i ziarnistości [obrazu], a także drżącej kamery i szybkiego montażu. Taki stan rzeczy nie powinien dziwić, gdyż za kinowym dziełem stał J.J. Abrams, reżyser, współscenarzysta i główny producent Mission: Impossible III w jednej osobie. Współautor takich dzieł jak Armageddon, reboot Star Treka czy Trylogia Sequeli Gwiezdnych Wojen bardzo uwielbia chaotyczne, bynajmniej nie statyczne operowanie zdjęciami. Zabieg ten jest tu zaletą, gdyż pozwala podkreślić niektóre stany emocjonalne bohaterów oraz wzmocnić niepewność i wzniecić zaszokowanie u widzów. Ponadto film należy pochwalić za dobrą ścieżkę dźwiękową oraz ładne efekty specjalne – w tym te generowane komputerowo; choć dużo tu ich nie ma, to wreszcie CGI w cyklu M:I nie trąci myszką!

Mission: Impossible z rzymskim zapisem numeru trzy w tytule to udane dzieło, które powraca do starej formuły i sprawdzonej stylistyki z oryginalnej odsłony, stawiając na intrygę, liczne zwroty akcji oraz ciągłe trzymanie w napięciu – nie kopiuje jednak i nie powiela przy tym schematów z materiału źródłowego jeden do jednego, lecz podąża równoległą, ale własną drogą, starając się nakreślić nowy kierunek serii. To jednak przede wszystkim po prostu bardzo dobry film, który momentami przewyższa kultową odsłonę z roku 1996. Nawet w pierwszej chwili byłem gotów przyznać dziewiątkę, jednakże z powodu niewyjaśnionej kwestii tajemniczej broni, którą próbował pozyskać Davian, a także z braku jednej, ale za to konkretnej i satysfakcjonującej sceny akcji – tak przeprowadzonej, że zapiera dech w piersiach oraz pozostaje na długo w pamięci tak widzów, jak i w historii kina – musi być wystawiona ósemka z plusem. Małym plusem, bo nie chcę być oskarżany o niesłuszny sentyment.


OCENA: 8+ / 10


Mission: Impossible III oraz wszystkie pozostałe części z Ethanem Huntem od półtora tygodnia dostępne na Disney+.


Jak się podobał wpis? Kliknij na gwiazdkę, by ocenić!

Średnia ocen: 0 / 5. Łącznie oddanych głosów: 0

Ten wpis jeszcze nie ma oceny. Możesz być pierwszy!

By być na bieżąco z moimi wpisami, możesz mnie zaobserwować na poniższych social media. Dzięki z góry za wszelkie lajki, suby i followsy!

Rozumiem, że tekst był słaby… Co mógłbym poprawić?

Twoje propozycje/uwagi:

Powiązany wpis
Twój Vincent – recenzja
twój vincent recenzja

Gdyby miał okazję obejrzeć film o swojej twórczości i życiu, pewnie dałby sobie odciąć drugie ucho – byleby jeszcze bardziej Czytaj więcej

Skomentuj ten wpis za pomocą fejsbukowego konta!
Udostępnij poprzez:

Zobacz także:

Comments are closed.