Irlandczyk – recenzja filmu Scorsese

Malowanie domów na krwistoczerwono może nie było widowiskowe, ale widoczne efekty malunku były przygnębiające.


The Irishman – z alternatywnym tytułem I Heard You Paint Houses – to najnowszy film w dorobku włosko-amerykańskiego reżysera Martina Scorsese, sygnowany i sfinansowany przez najpopularniejszą wypożyczalnię z literą N w nazwie. Autor Wilka z Wall Street powraca do klimatów gangsterskich, serwując nam historię Franka Sheerana ps. The Irishman (Robert De Niro). Tytułowy “Irlandczyk” to weteran II wojny światowej i dostawca tusz zatrudniony w rzeźni, który z czasem zaczyna pracować dla Russela Bufalino (Joe Pesci), głowy jednej z rodzin mafijnych. Za jego pośrednictwem Frank poznaje również Jimmy’ego Hoffę (Al Pacino), działacza związkowego na usługach gangsterów. Losy szorstkiej przyjaźni tej trójki stanowią główną oś fabuły, z aferami politycznymi i działalnością przestępczą (włącznie z morderstwami) w tle.

irlandczyk recenzja filmuOficjalny profil filmu Irlandczyk na Twitterze
Oficjalny profil filmu Irlandczyk na Twitterze

Irlandczyk stanowi nowe wcielenie Chłopców z Ferajny. O podobieństwie stanowi nie tylko gatunek kryminału czy świadomość, że oba filmy powstały na podstawie autentycznych wydarzeń – lecz także narracja i klisza, w jaką ją obramowano. Podobnie jak w ponadczasowym GoodFellas, tak i w recenzowanym tytule mamy głównego bohatera, który sięga pamięcią w przeszłość: nie tylko prezentując losy i suche fakty z życia znanych mu person na przestrzeni kilku dekad, ale również nieśmiało próbując przedstawić swoje i innych osób motywacje. Całość podano w sprytnie zmontowanym obrazie, w którym roi się od retrospekcji i monologu bohatera zza kadru. Przy czym historia w Chłopcach z Ferajny, mimo 145 minut emisji, była skondensowana, pełna żywiołowych rozmów, a wydarzenia przedstawione na ekranie nie tylko dynamiczniejsze, ale i brutalniejsze. I, szczerze, z początku to rozwleczenie akcji w Irlandczyku mi przeszkadzało. Tak samo jak parę innych rzeczy, jak skromne potraktowanie relacji Franka z bliskimi (podczas gdy w GoodFellas wątek rodziny był jednym z ważniejszych), czy też ścieżka dźwiękowa – ale nie ta licencjonowana, lecz autorska, tj. muzyka w wykonaniu Robbiego Robertsona. Pomijając jednak te dwie kwestie, kasowa produkcja Netfliksa, choć nadal pełna świetnych dialogów i trzymających w napięciu scen, dostarczyła mi mniej wrażeń i wywołała u mniejsze emocje niż obraz z 1990 z Rayem Liottą.

Jednak ostatnia godzina filmu zrekompensowała początkowe rozczarowanie i niedosyt. Choć tempo akcji pod koniec zostało jeszcze bardziej zwolnione, to jednak sposób, w jaki przedstawiono historię bohaterów, oraz klimat wylewający się z ekranu i głośników/słuchawek czynią Irlandczyka wielkim dziełem i świadczą o geniuszu reżysera. Mistrzostwem jest zwłaszcza wątek próby doprowadzenia do spotkania Hoffy z ważnymi osobami w restauracji Red Fox. Wywoływany niepokój u widza, podkreślany przeciągającymi się ujęciami oraz całkowitym brakiem muzyki, stoi na równi, jeśli nie nawet przewyższa ten podczas podobnych scen z takich filmów jak To Nie Jest Kraj dla Starych Ludzi czy 2001: Odyseja Kosmiczna. Należy jeszcze doliczyć do tego świetne aktorstwo – ale lista nazwisk w obsadzie mówi sama za siebie i powinna wystarczyć do tego, by zainteresować się tym filmem.

irlandczyk recenzja filmufot. Netflix
fot. Netflix

Recenzując The Irishman, nie sposób pominąć kwestii post- i właściwej produkcji. Szwenki i wszelkie najazdy kamerą przykuwają wzrok, scenografię i charakteryzację wykonano z dbałością o szczegóły, wiernie oddając realia USA sprzed tych 40 — 60 lat, wzbogacone dodatkowo o archiwalne materiały fotograficzne i telewizyjne, a realizacja (nagrania) dźwięku stoi na wysokim poziomie. No i mamy jeszcze kwestię cyfrowego odmłodzenia większości głównych postaci. Efekt, co prawda, nie jest idealny, bo wprawne oko parę razy może dostrzec, że coś jest nie tak; ale ogółem to, co wykonali spece z Industrial Light & Magic, zasługuje na uznanie i mnie osobiście miło było zobaczyć De Niro, Pesci i Pacino w swoich wersjach z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Jak dla mnie, patrząc z perspektywy świeżo poseansowej, gra była warta świeczki, a sam zabieg się udał.

Nim przejdę do zwieńczenia niniejszej recenzji, kilka słów należy poświęcić morałowi płynącemu z filmu. Irlandczyk to coś więcej niż kolejna opowieść gangsterska, brutalna historia oparta na faktach, czy popis ludzi od efektów specjalnych. To przede wszystkim gorzka opowieść o zatraceniu, zmarnowaniu okazji na lepsze życie, próbie rehabilitacji i samorozgrzeszenia oraz stawieniu czoła demonom przeszłości. Scorsese, podobnie jak w paru innych swoich dziełach, wykorzystuje prawdziwą historię do znalezienia odpowiedzi na pytanie, gdzie znajduje się źródło zła i dlaczego w ludzkiej duszy zasiany jest jego pierwiastek. I, podobnie jak w Ostatnim Kuszeniu Chrystusa, reżyser nie udziela jednoznacznej recepty czy oceny.

irlandczyk recenzja filmuOficjalny profil filmu Irlandczyk na Twitterze
Oficjalny profil filmu Irlandczyk na Twitterze

The Irishman to jeden z lepszych filmów Martina Scorsese – i wszystko wskazuje na to, że również najlepszy tytuł w portfolio Netfliksa. Ciekawy montaż, piękne zdjęcia i wciągające dialogi czynią seans przyjemnym, już nie mówiąc o tercecie De Niro—Pacino—Pesci, dla którego chce się oglądać ten film. Pozytywne wrażenie za to mogą popsuć mało uderzające sceny morderstw; nie obraziłbym się także, gdyby poświęcono więcej czasu i uwagi relacjom Sheerana z jedną z córek. No i gdyby cały film trzymał równy, wysoki poziom w narracji, a nie tylko przez końcowe 60 minut, to byłby ideał, który mógłby – po raz kolejny bym się nie obraził – trwać jeszcze dłużej. Jednak za wizualną stronę, włącznie z komputerowym procesem odmładzania, oraz całokształt reżysersko-aktorski – gdzie ekipa hollywoodzkich staruszków, pomimo tylu lat na karku, nadal trzyma wysoką formę – przyznaję taryfę ulgową w postaci wielkiego plusa. I, patrząc już całościowo, chyba tylko Scorsese potrafi(ł) sprawić, żebym nie poczuł się znużony (tym) trzy i półgodzinnym seansem. I może Irlandczyk nie jest tak widowiskowy jak Chłopcy z Ferajny, ale uczucie, które pozostawia u widza, jest bardziej przygnębiające niż to, które wywołuje klasyk z roku 1990. A to szczery i niebłahy komplement dla głośnej premiery od Netfliksa.

OCENA: 8.5 / 10


Jak się podobał wpis? Kliknij na gwiazdkę, by ocenić!

Średnia ocen: 0 / 5. Łącznie oddanych głosów: 0

Ten wpis jeszcze nie ma oceny. Możesz być pierwszy!

By być na bieżąco z moimi wpisami, możesz mnie zaobserwować na poniższych social media. Dzięki z góry za wszelkie lajki, suby i followsy!

Rozumiem, że tekst był słaby… Co mógłbym poprawić?

Twoje propozycje/uwagi:

Powiązany wpis
Twój Vincent – recenzja
twój vincent recenzja

Gdyby miał okazję obejrzeć film o swojej twórczości i życiu, pewnie dałby sobie odciąć drugie ucho – byleby jeszcze bardziej Czytaj więcej

Skomentuj ten wpis za pomocą fejsbukowego konta!
Udostępnij poprzez:

Zobacz także:

Comments are closed.