Rozgrzewka przed TENET. Recenzja filmu Memento

MEMENTO

TENET, najnowszy film Christophera Nolana z J.D. Washingtonem w roli głównej, już trafił na ekrany kin. Cofnijmy jednak – niczym bohaterowie blockbustera – zegarki, by spojrzeć w przeszłość. Nie tyle naszą, co reżysera.


Brytyjczyk przygodę z kinematografią zaczął już pod koniec lat osiemdziesiątych, a w roku 1998 wyreżyserował Śledząc – będące jego debiutem, jeśli chodzi o pełnometrażową produkcję – ale to Memento sprzed 20 lat wzbudziło niemałą sensację i otworzyło drzwi do kariery 30-letniemu wówczas reżyserowi. Zdradziło także “złośliwy charakter” filmowca i jego postawę wobec swoich odbiorców. Ale od początku. Czy właściwie od końca.

Pamiętaj o śmierci, kolego

Fabuła recenzowanego filmu skupia się na Leonardzie Shelbym. Nie mamy bladego pojęcia, kim jest ów osobnik: skąd pochodzi, czym się zajmuje na co dzień i tak dalej. Wiemy tylko, że postać grana przez Guya Pearce’a szuka mordercę swojej żony. Pech chciał, że nasz protagonista od czasu wypadku – tj. od momentu napadu, w którym zginęła jego ukochana – cierpi na zanik pamięci krótkotrwałej. Po tamtej tragicznej nocy nie jest już w stanie przyswoić na dłużej nowych informacji w swoim mózgu – a ostatnią rzeczą, którą pamięta, jest zgwałcenie żony przez dwóch włamywaczy. Tak więc bohater obecnie żyje tylko chęcią zemsty, tym bardziej że policja, bezradna wobec próby zidentyfikowania i schwytania drugiego napastnika, któremu udało się przeżyć i uciec, zamyka dochodzenie.

Mający problem z zapamiętywaniem Leonard, by móc skutecznie prowadzić swoje prywatne śledztwo, posiłkuje się ręcznymi notatkami, podpisanymi zdjęciami ze wskazówkami oraz poszlakami… wytatuowanymi na własnym ciele. Ten zakrawający o obłęd zabieg, oszpecający sylwetkę głównego bohatera, czyni z Memento zarówno dreszczowiec, jak i pełnoprawne kino w stylu neo-noir oraz film psychologiczny. Kolejną warstwę do całej aury tajemniczości dokłada fakt, że uzbrojony w pistolet i polaroid mężczyzna spotyka na swej drodze rzekomego tajniaka, Gammella (Joe Pantoliano, Imperium Słońca), oraz dziewczynę podejrzewanego gangstera, intrygującą Natalie (Carrie-Anne Moss, Matrix). Całość spina śmierć (i to nie jedna) wisząca w powietrzu. Śmierć, która stanowi przyczynę i skutek cierpienia Leonarda, napędzającą kolejne działania i stanowiącą sens życia głównego bohatera.

OTИƎMƎM

Od śmierci zresztą reżyser zaczyna swój film. Tyle że… nie tej, o której pewnie pomyśleli ci czytelnicy, którzy nie mieli jeszcze okazji oglądać 20-letniego dzieła. Otóż wbrew utartym schematom, projekcja Memento startuje nie od przyczyny szaleństwa i osobistej wendety Shelby’ego, a od pochopnego zabójstwa, dokonanego w wyniku pogubienia się bohatera w swym śledztwie. Cały obraz (poza jednym, drobnym, ale mistrzowskim wyjątkiem), z technicznego punktu widzenia, jest odtwarzany w prawidłowej oraz zgodnej dla ludzkiej percepcji prędkości i kierunku, ale kolejne sceny idą w odwróconej chronologii*: na początku taśmy mamy tragiczny w skutkach finał historii, zaś przed napisami końcowymi dostajemy genezę wszystkich wydarzeń, których świadkami byliśmy jeszcze przed chwilą.

Jak widać, już dwadzieścia lat temu Nolan kochał czas i uwielbiał zabawy z nim – co wykorzystywał i wykorzystuje do dziś w każdym kolejnym dziele (no, może poza filmami z Batmanem). Ale o ile czwarty wymiar w Incepcji czy Interstellar był przedmiotem fabuły, o tyle w Memento stanowi on stronę formalną filmu. Przy czym Nolan to nie Tarantino: w takim Pulp Fiction chronologia scen jest pomieszana bez zachowania porządku, a poszczególne rozdziały z powodzeniem mogą robić za osobne filmy. Brytyjczyk natomiast – pomimo prostszego zabiegu, jakim jest inwersja wydarzeń – tak skonstruował swój film, że widz nie tylko zaczyna się gubić w historii, ale i sam zaczyna mieć wątpliwości, której ekranowej postaci ma wierzyć. Nolan tym samym umożliwia odbiorcy wejść w skórę czołowego bohatera. Widać tu zresztą arcygenialny pomysł: podobnie jak Leonard, który z powodu kłopotów z pamięcią pojmuje rzeczywistość w wadliwy, zniekształcony sposób — tak również u widza zmysły ulegają zaburzeniu, z powodu odwróconej kolejności scen właśnie, i on sam także musi się odnaleźć w tym filmowym, chaotycznym (na pozór) świecie.

Mając w pamięci przyszłość

Gdyby nie uwzględniać tych eksperymentów z czasem oraz porządkiem wydarzeń, to 20-letni film Nolana na pierwszy rzut oka nie przypomina tego, czym uraczył nas reżyser w następnych latach. Nie ma tu CGI**, kamer IMAKSA, rozdmuchanych efektów specjalnych, ogłuszających basów, akcji goniącej akcję. Widzowie przyzwyczajeni do twarzy Michaela Caine’a i Toma Hardy’ego czy kompozycji Zimmera mogą się zawieść. Już pomijając wiek produkcji, trzeba mieć na uwadze, że Memento było w zasadzie dopiero drugim pełnoprawnym filmem Brytyjczyka – który wtedy jeszcze raczkował w Hollywood.

Tak więc w warstwie realizacyjno-technicznej jest to skromny obraz w dotychczasowym dorobku Nolana. Co nie znaczy, że gorszy. Brak (współczesnych) wodotrysków jest rekompensowany przez bardzo dobrą grę aktorską, niejednoznacznych bohaterów, zawiłą fabułę oraz klimatyczną muzykę Davida Julyana – złożenie tych elementów w jedną całość sprawia, że widz przez cały czas jest trzymany w napięciu i chce, niczym Shelby, jak najszybciej odkryć prawdę. Natomiast tym, którzy są uczuleni na nadmierną ekspozycję emocji bohaterów oraz wątki detektywistyczne, mogę zagwarantować, że mimo wszystko w omawianym filmie znalazło się trochę miejsca na scenę pościgową i strzelaniny. Skąpe, co prawda, na tle choćby Incepcji, ale mi to w ogóle nie przeszkadzało i nie powinno przeszkadzać innym.

Cofnijmy się do tyłu (czyli odnaleźć rok 2020)

Memento na podstawie opowiadania Jonathana Nolana, brata Christophera, to film fenomenalny oraz fenomen w swojej dziedzinie. Film fenomenalny tak, że trudno w tysiącu słów opisać geniusz tego dzieła (i jego twórców) oraz zachęcić do jego obejrzenia. Również tak fenomenalny, że ciężko też mi przywołać jakąkolwiek większą wadę, skazę, pękniecie na tym obrazie. A fenomen kinematografii [z niego] dlatego, że to naprawdę jeden z najoryginalniejszych i najbardziej wciągających filmów ostatnich dekad. Słowem: Memento – nomen omen – pozostaje na długo w pamięci.

MEMENTO nolanMonolith Films @FDB

Niestety w skali większej zbiorowości widzów i krytyków to fenomen trochę zapomniany – a szkoda, bo jego konstrukcja, ze zdjęciami i montażem włącznie, to rzecz warta uwagi; a takich filmów teraz ze świecą szukać. Na szczęście ten kinowy obraz co jakiś czas wędruje między serwisami VOD (ja sam miałem okazję go obejrzeć niecałe półtora roku temu na Netfliksie); dlatego też polecam wszystkim kinomaniakom – nie tylko fanom Nolana czy psychologicznych thrillerów i kryminałów – polować na ten film. Bo gdyby nie sukces Memento, to prawdopodobnie nigdy byśmy nie ujrzeli trylogii Mrocznego Rycerza, Incepcji, Interstellar, Dunkierki oraz TENET. O właśnie, TENET… Cóż, najwyższa pora wybrać się do kina i skonfrontować własne przeżycia z opiniami innych. Obym nie musiał zazdrościć Leonardowi amnezji następczej, na wypadek zawodu najnowszym dziełem Nolana.

OCENA: 9 / 10


* A przynajmniej większość scen: bo na film, oprócz głównych zbitek ujęć, składają się także czarno-białe interwały z monologami Shelby’ego, biegnące poza głównym torem wydarzeń, ale uzupełniające historię o nowe fakty z życia Leonarda.

** Wiem, że Nolan unika jak ognia pełnoprawnego CGI (i za co go chwalę), jednak mimo to nawet w takim Mrocznym Rycerzu oraz Dunkierce musiał w niektórych scenach wspomagać się cyfrowymi sztuczkami. Memento natomiast jest całkowicie pozbawione efektów generowanych komputerowo, a sam film był kręcony jeszcze na tradycyjnej taśmie.


Jak się podobał wpis? Kliknij na gwiazdkę, by ocenić!

Średnia ocen: 0 / 5. Łącznie oddanych głosów: 0

Ten wpis jeszcze nie ma oceny. Możesz być pierwszy!

By być na bieżąco z moimi wpisami, możesz mnie zaobserwować na poniższych social media. Dzięki z góry za wszelkie lajki, suby i followsy!

Rozumiem, że tekst był słaby… Co mógłbym poprawić?

Twoje propozycje/uwagi:

Powiązany wpis
Twój Vincent – recenzja
twój vincent recenzja

Gdyby miał okazję obejrzeć film o swojej twórczości i życiu, pewnie dałby sobie odciąć drugie ucho – byleby jeszcze bardziej Czytaj więcej

Skomentuj ten wpis za pomocą fejsbukowego konta!
Udostępnij poprzez:

Zobacz także:

Comments are closed.