MISSION: IMPOSSIBLE The Final Reckoning – recenzja cienia legendy i umierającej nadziei

Żyjemy i umieramy w cieniu tych, którzy są nam bliscy, i tych, których nigdy nie spotkaliśmy… Nietrudno się nie zgodzić – zważywszy na legendę Toma Cruise’a, który był twarzą marki i gwarantem sukcesu M:I. Trzeba jednak wiedzieć, kiedy ze sceny zejść. Czy Hunt wie, kiedy tego dokonać? I czy w ogóle zszedł niepokonany?


Rozpoczynając ten wpis muszę dla kontekstu dodać, iż recenzowany film miał stanowić od samego początku… przedostatnią część Mission: Impossible. Tak, zgadza się, podseria Dead Reckoning według pierwotnych założeń miała być tryptykiem; jednak Cruise (odtwórca głównej roli) oraz McQuarrie (opiekun-reżyser od roku 2014) nie dogadali się z Paramount co do przyszłych losów serii. A świadomość tego, że misja Hunta ostatecznie i na dobre zakończyła się „już” na ósmej odsłonie [filmowej], jest z naszego – oglądających w kinie – punktu widzenia istotna.

mission impossible the final reckoning recenzjafot. Paramount+

Akcja The Final Reckoning rozpoczyna się w niemal tym samym punkcie, w którym zatrzymały się wydarzenia z poprzedniego filmu – co prawda innym miejscu, ale wkrótce po zakończeniu Dead Reckoning – Part One. Świat jest pogrążony w coraz to większym niebezpieczeństwie: samoreplikująca się sztuczna inteligencja, zwana Bytem (ang. The Entity), rozrasta się na tyle, że zaczyna przenikać nie tylko do systemów wojskowych oraz infrastrukturalnych (usług publicznych) państw – grożąc chaosem politycznym, z wisienką na torcie w postaci ryzyka odpalenia głowic jądrowych – co również atakując prywatne serwisy informacyjne i rozrywkowe, uprzykrzając tym samym życie zwykłym internautom oraz manipulując treściami publikowanymi w sieci. Gabriel (Esai Morales) wciąż jest na wolności i nadal trzyma jedną połówkę klucza, który daje dostęp do kodu źródłowego Bytu, dlatego też jest na celowniku IMF — a tym samym Ethana.

Reżyser stara się ponownie rozwlec akcję i fabułę, nie spiesząc się z prezentowaniem faktów i wydarzeń na ekranie – dowodem na to jest długi metraż (trzy godziny bez dziesięciu minut) oraz ponownie, jak [i] przy poprzedniej części, „opóźnienie” z wyświetleniem czołówki (ok. 25 minut od rozpoczęcia seansu). Jednakże świadomość twórców, iż należy wyrobić się ze wszystkimi wątkami w jednym filmie, sprawia, że akcja potem niemiłosiernie przyspiesza. Nie m(i)a(łby)m nic przeciwko ciągowi galopujących zdarzeń, ale obranie takiej ścieżki nie sprawdza się tu prawie w ogóle – tym bardziej, że cierpią na tym logika decyzji i działań bohaterów (nietrafione lub wątpliwe pomysły scenariuszowe), harmonia całościowa dzieła (zaburzony montażem i kolejnością aktów rytm filmu) oraz ogólne poczucie bycia świadkiem wiekopomnej chwili (brak większego zaangażowania emocjonalnego, uczuciowego w losy protagonistów). Obrazowi najbardziej obrywa się na pograniczu drugiego i trzeciego aktu, kiedy to bohaterowie w opuszczonej bazie próbując dostać się do serwerowni, by uwięzić Byt na przerobionym przez Luthera dysku przenośnym. Nagłe zjawienie się, nie do końca wiadomo skąd, trzech stron konfliktu w jednym miejscu, szybkie nawiązanie strzelaniny, patetyzm i udawana dramaturgia przy rozbrajaniu bomby czy podpięciu się do serwera oraz nienaturalnie szybki bieg Cruise’a, dosięgającego startującego samolotu na dzikim pustkowiu, nie służą temu filmowi.

mission impossible the final reckoning recenzjaParamount Pictues @Amazon Prime Video

To nie jedyny – i bynajmniej nie największy, najcięższy – grzech The Final Reckoning. Ósme Mission: Impossible, jako że stanowi pożegnanie z serią, pełne jest patetyczności, sentymentalności oraz wspominek, nostalgii. Nostalgii, która niebezpiecznie się zbliża ku czemuś większemu niż produkt fanserwisowy, ku uciesze wielbicieli – nie tyle przybierając postać laurki dla Ethana Hunta / Toma Cruise’a, co przede wszystkim popadając w samozachwyt. Półnagi agent (aktor) pręży muskuły, by – zdążając przed nieuniknionym wykruszeniem ciała ze starości – pochwalić się niezłą formą jak na 62-latka; a wielkie morały – już pomijając, czy są one oklepane i banalne, czy też nie – nadchodzą tu nie tylko z podniosłej muzyki, epickich wyczynów agenta IMF i ogólnego wydźwięku płynącego z zakończenia, co również… z licznych retrospekcji. Zwłaszcza scena „pośredniej odprawy” naszpikowana jest ujęciami z siedmiu poprzednich filmów, prezentując istny kalejdoskop z wyprawy w przeszłość. Z jednej strony rozumiem ten zabieg – w końcu niewykonalna misja Hunta trwa już trzydzieści lat i nie każdy już musi (dobrze) pamiętać wcześniejsze części M:I, zwłaszcza te pierwsze* – ale z drugiej dodaje niepotrzebnej ckliwości i manieryzmu do całej otoczki, spłycając historię i zaniżając ocenę filmowi.

mission impossible the final reckoning recenzjaParamount Pictures @

Kolejny poważny problem mam z „postacią” Bytu. Nadal jestem zdania, że to fajny patent i miła odskocznia [od zdrajców, terrorystów i maniaków], by uczynić sztuczną inteligencję przeciwnikiem – dodajmy: groźnym i niewidzialnym przeciwnikiem – ale czar pryska, gdy Ethan, ścigając dawnego partnera, natrafia na komorę, w której Gabriel dotychczas łączył się ze samoświadomym algorytmem. Hunt, zgrywając chojraka (i zapewne skuszony potencjalnymi zyskami i potęgą płynącą z sojuszu człowiek — komputer), decyduje się wejść na chwilę do komory, by poznać argumentację i tok myślenia Bytu. Mało tu niestety mroku i przerażającej wizji przyszłości, jak w Terminatorze czy Odysei Kosmicznej, a więcej klaustrofobii i efekciarskich wodotrysków wirtualnej rzeczywistości, znanych ze średniej jakości współczesnych filmów science fiction. Dlatego lepiej by było, gdyby zostawić ten superkomputer/sztuczną inteligencję w spokoju – pozwalając mu/jej działać w tle, zakulisowo, a podtrzymując tym sam jego/jej wizerunek jako tajemnicze coś, nieuchwytny twór i nieobliczalne, niedające się bliżej poznać zagrożenie.

mission impossible the final reckoning recenzjaParamount Pictues @The New York Times

Jak w kwestii próby zrozumienia i bezpośredniego kontaktu McQuarrie za szybko i za bardzo, zbyt wprost ukazuje wątek Bytu, tak za to w kontekście wpływu sztucznej inteligencji na społeczeństwa i funkcjonowanie zwykłych ludzi już skąpi czasu antenowego, nie eksplorując i nie świdrując tego tematu. A szkoda; bo choć Mission: Impossible to od zawsze był szpiegowski film akcji – i o czym nie powinien zapominać – tak motyw niepokojów społecznych, wywołanych manipulacjami i machlojkami niedającej się poskromić AI, byłby ciekawym urozmaiceniem recenzowanego The Final Reckoning. A tak temat ten zostaje ledwie liźnięty, a do tego jest mało przekonujący. Również sprawa używania technologii z poprzedniej epoki, nośników i urządzeń analogowych – poruszona już w poprzednim filmie – i tutaj się pojawia, z początku nawet wydając się ciekawą (jak przy scenie, kiedy Ethan otrzymuje zlecenie na kasecie VHS). Ponownie jednak, temat ten nie zostaje należycie wykorzystany i wyczerpany.

W gąszczu tych wad oraz – w najlepszym wypadku, by nie być zbyt surowym – średnio przemyślanych decyzji, są dwie rzeczy, które wybijają się ponad to wszystko i umilają seans. Pierwszą z nich jest atmosfera niepokoju, niepewności o jutro, budowana tajemnicami, intrygami oraz zwrotami akcji, które pomimo sporej dawki patetyczności i nostalgii potrafią trzymać w napięciu. Zgadza się; mimo wielu potknięć reżysera i scenarzystów człowiek chce w końcu poznać finał tej wieloletniej historii oraz zobaczyć, czy IMF odejdzie w niepamięć pozbawiony godności i honorów, czy może zasłuży na medale i szczere uznanie ze strony polityków. Drugą [rzeczą] natomiast jest coś, z czego zasłynęła już pierwsza odsłona Mission: Impossible i co skutecznie podtrzymywały kolejne części: [a] mowa o soczystej, nieskrępowanej akcji oraz efekciarskich wyczynach kaskaderskich Toma/Ethana, które autentycznie zapierają dech w piersiach. W The Final Reckoning jest ich sporo – jak chociażby grożące dekompresją/zatonięciem/uduszeniem nurkowanie na potwornych głębokościach, by odnaleźć wrak okrętu „Sewastopol” – ale najbardziej emocjonującym i pozostającym na długo w pamięci jest finałowa scena pojedynku Hunta z Gabrielem w powietrzu, kiedy to [obaj] pilotują stare, pozbawione elektroniki dwupłatowce. Ta widowiskowa akcja aeroplanów to najmocniejsza strona recenzowanego filmu, a zarazem godne zwieńczenie – swoista kropka nad i – misji Ethana.

mission impossible the final reckoning recenzjaParamount Pictues @Amazon Prime Video

 

Szkoda tylko, że całościowo dzieło nie wyrabia, blaknąc w kontekście dorobku, legendy serii oraz tego, jak naprawdę istotny wpływ wywarła na współczesne kino akcji. Nie zrozumcie mnie źle: to nie jest obraz, od którego bolą oczy, uszy i głowa, ani dziecko, którego wstydziliby się twórcy i aktorzy. Na poziomie technicznego wykonania jest to poprawna, a nawet całkiem udana produkcja, którą można bez obaw obejrzeć. Problem jednak w tym, że próbowano z tego filmu na siłę uczynić widowiskowe i niezapomniane pożegnanie; otrzymaliśmy więc kompilację archiwalnych ujęć, koszyk easter eggów (odwołań do poprzednich części) oraz zestaw górnolotnych haseł – którymi przejedzą się nawet najgorliwsi, łaknący jak największej dawki nostalgii fani. Dlatego jestem zdania, że pomysł z uczynieniem Dead Reckoning tryptykiem nie był wcale zły – a tak to jesteśmy zmuszeni oglądać niewykorzystany potencjał historii Gabriela/Bytu i odejścia Hunta na emeryturę w The Final Reckoning: wszakże w …Part One z 2023 roku czuć było, iż zapowiada się dłuższa i głębsza, naprawdę przemyślana i kompleksowa historia. W mającym półtora miesiąca temu premierę filmie tego niestety za bardzo nie widać.

mission impossible the final reckoning recenzjaParamount Pictures @Amazon Prime Video

Czy ósma część Mission: Impossible to słaby, kiepskiej jakości i niegodny polecenia akcyjniak szpiegowski w konwencji dramatu oraz political i science fiction? Nie, bo samodzielnie jest to naprawdę znośne dzieło, które momentami wypada nawet lepiej niż dobre Rogue Nation oraz wzbudzający mieszane uczucia Dead Reckoning – Part One. W kontekście jednak całej serii – oraz hucznie zapowiadanego pożegnania z życiowym dziełem Toma Cruise’a – The Final Reckoning mocno rozczarowuje. Nie żałuję spotkania z Huntem — żal mi tylko tego, że zmarł nie po swojej i widzów myśli.


OCENA: 7 / 10


*W filmie bowiem wraca trochę starych sylwetek – zarówno z kilku ostatnich odsłon cyklu (jak Paris z Dead Reckoning, będąca sojuszniczką Ethana, czy Erika Sloane z Fallout, tym razem jako pani prezydent), jak i tej pierwszej, od której to wszystko się zaczęło. I nie, nie mam na myśli Kittridge’a – ale zdradzać nie będę tego wielkiego comebacku, musicie sami obejrzeć film.


Jak się podobał wpis? Kliknij na gwiazdkę, by ocenić!

Średnia ocen: 0 / 5. Łącznie oddanych głosów: 0

Ten wpis jeszcze nie ma oceny. Możesz być pierwszy!

By być na bieżąco z moimi wpisami, możesz mnie zaobserwować na poniższych social media. Dzięki z góry za wszelkie lajki, suby i followsy!

Rozumiem, że tekst był słaby… Co mógłbym poprawić?

Twoje propozycje/uwagi:

Powiązany wpis
Twój Vincent – recenzja
twój vincent recenzja

Gdyby miał okazję obejrzeć film o swojej twórczości i życiu, pewnie dałby sobie odciąć drugie ucho – byleby jeszcze bardziej Czytaj więcej

Skomentuj ten wpis za pomocą fejsbukowego konta!
Udostępnij poprzez:

Zobacz także:

Comments are closed.