Christopher McQuarrie kontynuuje swą passę; ale czy dobrą? Reżyser musi dokonać rachunku sumienia, gdyż seans Dead Reckoning – choć należał do całkiem przyjemnych – nastręczył mi jednocześnie pewnych problemów.
Trzeba przyznać, że fabuła Mission: Impossible – Dead Reckoning. Part One jest oryginalna na tle dotychczasowych części serii, a do tego idąca z duchem czasu. Tym razem zagrożeniem [dla] światowego, politycznego porządku i bezpieczeństwa zwykłych obywateli jest nie szaleniec grożący zamachami bombowymi, wypuszczeniem śmiercionośnego wirusa czy odpaleniem głowic jądrowych, lecz… sztuczna inteligencja. Tak, nie przesłyszeliście przewidzieliście się: wróg (nie) znajduje się tym razem nigdzie, a zarazem wszędzie jednocześnie. Nie potrzebuje on snu ni odpoczynku, a do tego myśli logicznie, stosując chłodną kalkulację, nie poddając się zwodniczym emocjom. Ale spokojnie – Ethan Hunt nadal będzie miał okazję skopać tyłek oraz obić mordę osobiście (i dosłownie) przeciwnikowi! Co prawda nie androidowi czy cyborgowi – żadnego T-800 tu nie ma, to nie aż tak daleko posunięte science fiction! – ale człowiekowi, gdyż sojusznikiem AI okazuje się niejaki Gabriel (Esai Morales), starszawy mężczyzna pozbawiony wahań i skrupułów, który… jest dawnym znajomym Ethana. Pokomplikowało się, co nie?
Paramount Pictures @Amazon Prime Video
Film zaczyna się całkiem interesująco, od wnętrza rosyjskiej łodzi podwodnej – dowódca załogi, niewymieniony z nazwiska kapitan (Marcin Dorociński), i jego ludzie są na celowniku wrogiego okrętu; jednak systemy namierzania i bezpieczeństwa szwankują, dlatego też ostatecznie lądują oni na dnie oceanu, będąc zatopionymi przez własną torpedę — to wtedy właśnie poznajemy, widzimy w akcji po raz pierwszy nieprzyjazną sztuczną inteligencję. Apetyt jednak rośnie w miarę jedzenia – komputerowy algorytm wciąż się rozrasta, przenikając, a następnie przejmując kontrolę nad systemami (w tym militarnymi) różnych państw. Szczegółów tych dowiadujemy się w trakcie poufnego spotkania wojskowych oraz dyrektorów CIA, IMF i innych amerykańskich służb – spotkania, w czasie którego dochodzi do szpiegowskiej intrygi rodem z pierwszego Mission: Impossible. Nie bez powodu przywołuję tu film z roku 1996, w Dead Reckoning wraca bowiem Eugene Kittridge – dawny przełożony Hunta, który ścigał domniemanego kreta / rzekomego zdrajcę po Europie blisko trzydzieści lat wcześniej (w tej roli ponownie Henry Czerny).
Paramount Pictures @TIME Magazine
Nawiązań do kultowego oryginału jest znacznie więcej, ale nie to jest najważniejsze w recenzowanym filmie. Muszę przyznać, że z początku byłem sceptycznie nastawiony do niewidzialnego, nienamacalnego wroga; jednak dłuższa scena na lotnisku – gdzie, na terminalu przesiadkowym pomiędzy połączeniami, Hunt wraz z Lutherem i Benjim mają przejąć połowę klucza dającego kontrolę nad samoświadomym oprogramowaniem – zrewidowała moje spojrzenie. Jest ona napakowana nie tylko akcją, ale i pełna niepokoju, momentów w iście thrillerowym stylu oraz zwrotów akcji niepozostawiających suchej nitki na emocjach widza. Siła tego przekazu jest o wiele większa w kontekście tego, że przecież agenci IMF korzystają z przeróżnych dobrodziejstw, gadżetów i cudów techniki, naszpikowanych elektroniką, które mogą być zainfekowane oraz zhakowane nie tylko przez obce służby, ale i przez nieposłuszną nikomu sztuczną inteligencję.
Paramount Pictures @ELLE
Tak w ogóle motyw tego, że urzędy państwowe, na czele z tajnymi służbami, zaczynają z powrotem przerzucać się na systemy analogowe, jest naprawdę interesujący – to aż ciekawe widzieć zderzenie nowoczesnych, cyfrowych technologii ze staroświeckimi telewizorami kineskopowymi, taśmami magnetycznymi, arkuszami papieru oraz niezdigitalizowanymi pasmami częstotliwości radiowych, które ma miejsce w filmie. Na atrakcyjność dzieła wpływa także posępny klimat, przypominający ten z poprzedniej części (Fallout), jak również niespieszne tempo. McQuarrie pozwala tu sobie na dogłębniejsze, jak najgłębsze wyeksplorowanie i wyeksploatowanie pewnych wątków i scen – również tych ściśle rozrywkowych, akcyjnych. Zezwolenie odbiorcy, by delektował się efektownością zdarzeń i wypadkami zapierającymi dech w piersiach, skutkuje tym samym znacznym wydłużeniem filmu – Dead Reckoning. Part One liczy bowiem sobie dwie godziny i trzy kwadranse metrażu, a sama czołówka z pamiętnym utworem Lalo Schifrina (świeć, Panie, nad jego duszą) następuje dopiero po trzydziestu minutach.
Ten zamysł pana Christophera bywa i niestety bronią obosieczną. Film momentami ma nierówne tempo: niektóre sceny jatki i pościgów są nienaturalnie przyspieszone (pospieszane), przez co też potraktowane po macoszemu i po łebkach, czyniąc je albo mało atrakcyjnymi, albo wręcz komicznymi. Dużo takich widowiskowych sekwencji jest również pozbawionych… muzyki w tle. Nie twierdzę, że artystyczna aranżacja dźwiękowa słyszalna tylko przez widzów jest warunkiem koniecznym do czerpania radości z dynamicznych i efektownych zdarzeń*, jednak przedłużająca się cisza – przerywana tylko, od czasu do czasu, jękami bohaterów, uderzeniami metalu, rozsypywanymi kawałkami rozbitego szkła itd. – zaczyna dawać (się) we znaki, nie tyle niepokojąc (w tym negatywnym znaczeniu) widza, ale i uświadamiając go, że coś jest nie tak oraz że nie w taki sposób powinien wyglądać (i brzmieć) film akcji. Tak, wiem, nie ma jednej szkoły [filmowej] w tym zakresie – ale ten pomysł Christophera M. mnie nie kupił.
fot. Netflix
Nie kupił mnie również środkowy fragment prologu (tj. przed czołówką), m.in. wtedy, kiedy Ethan odbiera „zamówienie” od „kuriera” – jak się okazuje, to nie żaden dostarczyciel żarcia, lecz świeżak agent, dopiero co przyjęty w szeregi Impossible Mission Force. Nie będzie chyba wielkim spoilerem jeśli zdradzę, że młody i niepewny siebie chłopak nie odegra już potem żadnej roli w tej historii – on jest tu tylko po to, by w późniejszej części filmu móc przywołać wymianę zdań między nim a doświadczonym Huntem na potrzeby analogicznej sytuacji, kiedy wyjęci spod prawa szpiedzy próbują przekonać złodziejkę Grace (Hayley Atwell), by z nimi współpracowała, bo to od niej zależą losy świata. Największy problem mam jednak z postacią antagonisty, Gabrielem: z jednej strony to groźny, nieustępliwy i do tego skuteczny w swych działaniach przestępca, a z drugiej… przemądrzały „geniusz”, który bawi się w filozoficzne dysputy, próbując w ten sposób usprawiedliwić swoją terrorystyczną działalność. Do tego jeszcze dochodzi wątek nieprzepracowanych emocji i niedokończonej zemsty sprzed kilkudziesięciu lat – co, raz, pojawia się nagle i niespodziewanie (a przy tym nienaturalnie) w serii o Ethanie H., a dwa: budzi skojarzenia z dawnym kolegą sprintera, Seanem, z drugiej części cyklu, którego to wątek obniżał wiarygodność (a tym samym ocenę) filmu Johna Woo. (Ale – żeby nie było – rola Esaia Moralesa nadal przewyższa udział Dougraya Scotta i wszystko, co z nim związane — pozycja Mission: Impossible 2 jako zdobywcy tytułu najsłabszej odsłony serii wciąż jest niezagrożona!).
Paramount Pictures @Newsweek
Przyznam szczerze, że Dead Reckoning. Part One to pierwszy film z serii [Mission: Impossible], z którym mam spory problem – problem z wystawieniem jednoznacznej oceny. Siódma część śmiertelnie niebezpiecznej misji Ethana Hunta zdobyła serca krytyków, przyznających wyższe noty nawet niż dla Ghost Protocol i Fallout. Nie powiem, sam śledziłem z zapartym tchem cybernetyczną mistyfikację na pokładzie okrętu podwodnego Dorocińskiego, Simona Pegga próbującego rozbroić bombę w terminalu przeładunkowym oraz zwisających Cruise’a i Atwell w wagonie pociągu, który lada chwila spadnie w przepaść. Nie kupiły mnie jednak problemy z utrzymaniem właściwego tempa akcji, nie do końca umiejętnie wpleciony wątek dawnego mentora Ethana, a obecnie terrorysty kooperującego z AI, a także kilka innych pomysłów, niewykorzystujących swych potencjał. Ten rachunek naprawdę jest słony; ale ja sobie pozwolę od niego się odciąć, nie wydając żadnego werdyktu w postaci liczbowej.
OCENA: ?
Mission: Impossible – Dead Reckoning. Part One wyjątkowo jest dostępny w serwisie NETFLIX.
*Nawet jestem zdania, że muzyczna ścieżka dźwiękowa często nami „manipuluje”, podświadomie wpływając na odbiór tego rodzaju scen.
Skomentuj ten wpis za pomocą fejsbukowego konta!