Panta rhei, jak mawiał Heraklit z Efezu. Uroczy kotek z filmu przekonuje się o tym dosadnie na własnej skórze: katastrofa naturalna udowadnia, że wszystko jest kruche, niestałe i nietrwałe. No, może poza jednym: siłą przyjaźni i kooperacji.
Łotewska animacja już na samym początku przykuwa uwagę. Widząc podrygi czworonogów w leśnej otoczce nie miałem stuprocentowej pewności, czy jeszcze oglądam blok reklamowo-zwiastunowy w kinie, czy już mam do czynienia z właściwym filmem, na który zakupiłem bilet. Ale to nie jest bynajmniej ujma, bo w ten sposób FLOW już od pierwszych sekund intryguje akcją oraz skoczną, a zarazem idylliczną muzyką – jednocześnie przygotowując widza na dramaturgię, która lada chwila ma się wydarzyć. Oto bowiem krainę, w której żyje czarny, ciemnoszary kot o żółtych ślepiach, nawiedzają ogromne ulewy – sprawiając, że świat ten zostaje błyskawicznie podtopiony, zanurzony pod wodą. Niczym w biblijnym potopie, obecnie jedyną myślą i zmartwieniem zwierząt jest znalezienie arki, by bezpiecznie i suchą łapką przetrwać powódź. Z tą różnicą, że… bez pomocy [konkretnego] człowieka. Człowieka i w rozumieniu wybitnej jednostki, lidera, jak i w kontekście ogółu, społeczeństwa.
So FILMS
Intrygującą kwestią jest właśnie to, że recenzowany film nie posiada żadnych dialogów ani tym bardziej ludzi jako bohaterów. Zdaje się, że jest to świat opuszczony [przez ludzkość], pozbawiony wręcz gatunku Homo sapiens: co jakiś czas widać tylko pozostałości po aktywności człowieka, w postaci choćby dzieł [sztuki i architektury], które dawno temu miały okazję wyjść spod ludzkiej ręki – na czele z monumentalną rzeźbą kota na szczycie góry. Ale nawet bez obecności żywych osób i wyartykułowanych werbalnie wypowiedzi można dostrzec w zwierzętach atrybuty człowiecze, mniej lub bardziej zmieszane ze stereotypami futrzaków: pies to żyjący swobodnie w swoim środowisku i pewny siebie osobnik, któremu czasem jednak brak piątek klepki; kot, choć z początku wycofany, zdaje się być odważny (a na pewno ciekawy świata); kapibara to silna fizycznie, a zarazem leniwa jednostka; lemur zaś bywa cynikiem.
So FILMS
Każde zwierzę – zwłaszcza piątka dryfujących po oceanie głównych tułaczy – reprezentuje jakąś postawę oraz cechę charakteru i osobowości. Wszystkie z nich, choć nieidealne i (aż nadto) świadome swoich słabości, mają też sporo od siebie do zaoferowania. Animowany film FLOW jest historią nie tyle o ucieczce przed wielką wodą i niszczycielską siłą natury, co przede wszystkim o przełamywaniu własnych lęków, o usuwaniu barier w imię współpracy ponad podziałami oraz niepoddawaniu się i niegasnącej wielkiej nadziei. To kilkutorowe przesłanie, wraz z subtelnymi nawiązaniami do klasycznych motywów (jak Feniks odradzający się z popiołów, nieoczekiwana rola wieloryba niczym z Pinokia oraz wspomniany już i jakże oczywisty wątek Potopu), czyni film jednym wielkim [i istotnym] przesłaniem. Stąd też zasłużone dwie nominacje do Oscara.
So FILMS
Nie zapominajmy również o warstwie audiowizualnej. Całość sfery wideo wykonano w Blenderze – otwartym, ogólnie dostępnym i do tego całkowicie darmowym oprogramowaniu do tworzenia gier wideo i animacji 3D. Oczywiście można dostrzec jakieś nieścisłości, nierówności graficzne, ale nie oszukujmy się: celem twórców nie było wcale oddanie (fotorealistycznej) rzeczywistości. Ba, silenie się na urealnienie widoków i kształtów, moim zdaniem, pozbawiłoby magii i uroku tej produkcji – stylistyka przyjęta przez reżysera i animatorów jest na tyle cudowna, że nie trzeba jej (jeszcze bardziej) upiększać. Powiem więcej, momentami FLOW naprawdę zachwyca i zapiera dech w piersiach, zwłaszcza w sceneriach „kręconych” pod wschodzące i zachodzące słońce. Całość zamysłu artystycznego zamyka urocza i przepiękna muzyka Gintsa Zilbalodisa i Rihardsa Zaļupe. Film w sam raz dla estetów. ^_^
Chyba jedyną większą przywarą omawianego dziś filmu jest to, że nie daje on takiego kopa i nie wgniata w fotel – mimo licznych okazji do zachwytów i troski nad zwierzęcymi bohaterami. (I także pomimo tego, że obraz ten miałem okazję oglądać w sali Dream kina Helios). Nie jest to więc produkcja z tych “10 na 10”, ale jest to na tyle istotne dzieło, że warto mu poświęcić 85 minut czasu. FLOW to nie tylko katastroficzna wizja tytułowego przepływu, spływu (powodzi) dla dorosłych czy sympatyczna bajeczka o uroczym kocie dla najmłodszych – to również coś więcej niż dopracowany wizualnie i poprawnie zmontowany, z zachowaniem równowagi między szybką akcją a chwilą spokoju, film animowany. To przede wszystkim uniwersalna opowieść o marzeniach, odkrywaniu siebie, próbach przyjaźni i sojuszy oraz chęci udowodnienia, że nie warto stać w miejscu i że po nawet największej burzy przychodzi piękny, słoneczny dzień. Sztuka ta udała się tym bardziej, że reżyser i pomysłodawca filmu, Gints Zilbalodis – tak, ten sam, co współtworzył ścieżkę dźwiękową – nie bawił się w sztampowość, patetyczność i oczywistą oczywistość, tj. nie próbował kopiować (jeden do jednego) utartych schematów, a postawił na swoją wizję. Słowem, FLOW nie jest (i nie powinien być) tylko dla kociar i kociarzy. W tym tkwi siła (przekazu) i (artystyczna) trwałość łotewskiego kandydata do Oscara.
Skomentuj ten wpis za pomocą fejsbukowego konta!