Fallout – recenzja pierwszego sezonu

fallout recenzja serialu

Wojna… Wojna nigdy się nie zmienia. Ale filmowe adaptacje gier komputerowych już tak.


Byłem trochę sceptycznie nastawiony wobec najświeższej produkcji Amazonu. Nie, nie w 2020 roku, kiedy ogłoszono prace nad ekranizacją kultowej serii gier wideo. Wątpliwości zaczęły się rodzić stosunkowo niedawno, częściowo przez średni odbiór Pierścieni Władzy, a częściowo z powodu mego zniecierpliwienia długim oczekiwaniem, zmieszanego z malkontenctwem. Cóż, starość.

Moje największe obawy jednak płynęły z serca “mieszkańca Krypty”: Czy Amazonowi uda się przenieść ducha pierwowzoru na serial VOD? — pytałem. W końcu pokochałem Fallouta takim, jakim jest. (I to pomimo tego, że miałem z nim bezpośrednią styczność dopiero w 2011, blisko piętnaście lat po premierze oryginału). A czymże w ogóle jest FALLOUT? To dosadna opowieść o człowieczeństwie, komentarz społeczno-polityczny, manifest antywojenny i biblia ekologizmu. Ten gatunkowy miks – który prościej zaklasyfikować jako [po prostu] postapokaliptyczną fantastykę naukową w stylistyce retrofuturyzmu – podlany jest jednak sosem ironii, satyry; a i samoświadomego kiczu, łamiącego czwartą ścianę, tu nie brakuje. Słowem, nieślubne dziecko Mad Maksa i Doktora Strangelove’a w mocno pokręconej formie i w krzywym zwierciadle.

fallout recenzja serialumateriały prasowe

Taki i jest też serial. Jedne sceny podsuwają widzowi pytania z pogranicza filozofii i psychologii, na temat humanitarności czy sensu życia, by kolejne moment później mogły zejść z poważnego tonu, zezwalając odbiorcy na chwilę relaksu, śmiechu i wytchnienia. Przejścia między komedią a dramatem (jak i chwilowe wtrącenia) są płynne, nie zaburzając przy tym percepcji. Recenzowany tu Fallout jest dobrym przykładem tego, jak powinna wyglądać groteska na małym ekranie. Niezależnie jednak, o której stronie powagi/lekkości mowa, sam świat przedstawiony w serialu jest brutalny. Brutalny nie tylko przez trudne położenie mieszkańców Ziemi, którzy muszą walczyć o przetrwanie w surowym, bezlitosnym świecie powojennym, ale także poprzez wulgarność i juchę. (Hekto)litry krwi to tylko mała część drastycznych scen – w serialu mamy do czynienia z mięsistymi (dosłownie) widokami, oderwanymi kończynami, wbitymi sztućcami w oko itd. Produkcja zdecydowanie nie dla widzów wrażliwych – Amazon zresztą nie kryje, że to kategoria 18+.

Czytając powyższe słowa, można odnieść wrażenie, że serialowe dziecko Todda Howarda i Jonathana Nolana jest wierne materiałowi źródłowemu. I faktycznie tak jest: w ogólnym zarysie to, za co gracze pokochali Fallouty (nawet tylko klasyczne odsłony 2D lub wyłącznie część pierwszą z 1997), odnajdą w serialu fani. Dramat, czarna komedia, slasher, szybka akcja oraz political fiction i historia alternatywna zgrabnie łączą się w jedną całość. Ogólne motywy – wizualne, fabularne, narracyjne, stylistyczne, a nawet muzyczne – w udany sposób przełożono z gier wideo na płaszczyznę serialu, nawet jeśli w pewnych wątkach, jednostkowo, zmieniono to i owo w fikcyjnej historii. Dzieło Amazonu dostarcza też sporo tzw. easter eggów, mrugnięć oczkiem w kierunku miłośników elektronicznej serii. Ja, jako fan Fallouta – ukończywszy tylko dwie pierwsze części, będący w połowie Tactics oraz ledwie liznąwszy trójkę – jestem zadowolony.

A co z osobami niezaznajomionymi w ogóle z grami Interplayu/Bethesdy? Uspokajam: nie tylko nieznajomość oryginału, ale nawet lubowanie w innych gatunkach niż postapo nie przeszkadza (a przynajmniej nie powinno przeszkadzać) w satysfakcjonującym seansie. Serial ma trzech głównych bohaterów – których wątki, ścieżki szybko (bo w drugim odcinku) się przeplatają – i którzy stanowią całkiem odmienne osobowości. Lucy (Ella Purnell) to mieszkanka Krypty 33*, która w wyniku długoletniej izolacji (bezstresowe wychowanie, polityczna poprawność i takie tam) jest dobra i uczynna dla wszystkich, ale jednocześnie naiwna; Maximus (Aaron Moten), zaczynający jako giermek w Bractwie Stali, jest wątpliwym moralnie cwaniaczkiem, który ma więcej szczęścia niż rozumu; natomiast bezimiennego Ghula (Walton Goggins), stanowiącego półżywe wcielenie mitycznego kowboja-wędrowca, można nazwać zmęczonym, lecz sprytnym i niepatyczkującym się z innymi cynikiem. Wszystkie te trzy postaci, wraz z kilkoma innymi bohaterami, czeka jednak niełatwa droga. Droga pełna nie tyle wyrzeczeń czy kłód, utrudniających osiągnięcie celu (a każdy z naszego trio ma inną motywację), co przede wszystkim zmuszająca ich do przewartościowania dotychczasowych przekonań. Metamorfoza nie jest pełna – bowiem wszyscy troje nadal się buntują – ale stopniowa przemiana protagonistów, nawet rozłożona na osiem odcinków, wydaje się ciekawa, a przy tym wiarygodniejsza. (No i otwiera furtkę na drugi sezon – który zresztą już został zapowiedziany – nie oszukujmy się).

fallout recenzja serialumateriały prasowe

Oprócz kilku wątków/bohaterów, omawiany serial posiada też dwie linie czasowe – tj. rok 2296, z właściwą akcją, oraz retrospekcje, przenoszące nas do 2077 roku, czyli niedługo przed punktem kulminacyjnym Wielkiej Wojny w postaci odpalenia bomb atomowych. Drugi odcinek czasowy nie jest dominujący i w zasadzie dotyczy tylko jednej postaci [z trzech głównych], ale nie jest też potraktowany po macoszemu i pojawia się na półmetku sezonu, dzięki czemu wyjaśnia pewne zawiłości – nie robiąc mętliku w głowie nadmiarem informacji, jednocześnie stopniowo odkrywając tajemnice, nieraz naprawdę szokujące. Taki rozkład fabuły i chronologii pozwala trzymać w napięciu, jednak muszę przyznać, że pewne wątki z głównej osi fabuły, zwłaszcza w odcinku drugim, trzecim i czwartym, mogły być lepiej rozpisane. W pierwszej połowie serialu zdarza się, że ten czy inny bohater znika na cały odcinek czy dwa (i nie mam na myśli Nadzorcy Krypty 33, czyli ojca Lucy – tu akurat słusznie postąpiono, że pojawia się on tylko w pierwszym i finalnym epizodzie), przez co łatwiej o kimś zapomnieć i trudniej potem połączyć wszystkie kropki. Taki zabieg może nie przeszkadza w maratońskim seansie, ale mi – osobie niemającej za dużo czasu i preferującej oglądanie jednego odcinka na dzień – już nastręcza problemów. (Cóż, może dlatego też twórcy zdecydowali się na krótkie sekwencje typu ”W poprzednim odcinku…” na początku każdego kolejnego epizodu? Kto wie; niemniej taka mała rekompensata cieszy i trochę mi uratowała tyłek).

Czy Fallout to najlepsza ekranizacja gier wideo? Na pewno jedna z najlepszych, jeśli nie najlepsza. Czy to wystarcza, aby cieszyć się chwałą i uznaniem? Niestety nie: granie na emocjach i sentymentach fanów oraz wierność [oryginałowi] to za mało, by uznać produkcję Amazonu za wybitne czy chociażby bardzo dobre dzieło – miałem okazję oglądać zdecydowanie bardziej udane, wręcz perfekcyjne seriale. Omawiany tu twór cierpi na nie najlepszej jakości efekty CGI, gubienie wątków, pewne nieścisłości fabularne i błędy logiczne oraz niekiedy marną grę aktorską – w tej ostatniej kwestii najbardziej się zawiodłem na odtwórcy roli ojca Lucy: Kyle MacLachlan (którego uwielbiam) jest mało przekonujący, a w pierwszym epizodzie wręcz sztuczny. Dale Cooper i Paul Atryda zmarnował potencjał.

Nie bójcie się jednak. Pomimo swych wad, Fallout naprawdę jest warty uwagi. Dla ciekawych kreacji, nieoczywistych zwrotów akcji, czarnego humoru, muzyki z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, pustynnych i bezkresnych pustkowi, brutalnych i widowiskowych scen akcji oraz ładnych widoków w finałowym odcinku – warto poświęcić te średnio 55 minut co odcinek. Fani tego uniwersum – wręcz powinni to zrobić. Jeśli drugi sezon w całości będzie przynajmniej tak samo dobry jak początek i końcówka oryginalnej serii TV, to jestem za – i już ustawiam przypomnienie w swoim Pip-Boyu.

fallout recenzja serialumateriały prasowe


*Tak w świecie Fallouta nazywane są schrony firmy Vault-Tec. Tłumaczenie to pochodzi jeszcze z końca lat dziewięćdziesiątych, kiedy oficjalną dystrybucją tej serii gier w Polsce zajmował się dawny CD Projekt.

Jak się podobał wpis? Kliknij na gwiazdkę, by ocenić!

Średnia ocen: 5 / 5. Łącznie oddanych głosów: 1

Ten wpis jeszcze nie ma oceny. Możesz być pierwszy!

By być na bieżąco z moimi wpisami, możesz mnie zaobserwować na poniższych social media. Dzięki z góry za wszelkie lajki, suby i followsy!

Rozumiem, że tekst był słaby… Co mógłbym poprawić?

Twoje propozycje/uwagi:

Powiązany wpis
Twój Vincent – recenzja
twój vincent recenzja

Gdyby miał okazję obejrzeć film o swojej twórczości i życiu, pewnie dałby sobie odciąć drugie ucho – byleby jeszcze bardziej Czytaj więcej

Skomentuj ten wpis za pomocą fejsbukowego konta!
Udostępnij poprzez:

Zobacz także:

Comments are closed.